Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/11

Ta strona została przepisana.

— Co takiego... mój przyjacielu? — zapytała żona głosem omdlewającym, nie ruszywszy się wcale i mając oczy ciągle w ogród wlepione.
— Pytasz mnie, co takiego? jak gdybyś nie wiedziała że mieliśmy wyjść razem o godzinie drugiéj?...
— Dzisiaj zbyt jest gorąco.
— Ale twój powóz stoi zaprzężony.
— Każ zatem wyprządz... nie ruszyłabym się za nic w świecie.
— To już co innego! ale wiedziałaś bardzo dobrze, że mieliśmy koniecznie oboje pojechać... i to tym niezawodniéj, że wcaleś tam nie była, gdzie miałaś być dzisiaj rano...
— Nie miałam odwagi ażeby wstać wcześniéj.
— Dobrze, więc będziesz przynajmniéj miała odwagę ubrać się, i to natychmiast...
— Mój przyjacielu, nie nalegaj na mnie...
— Słuchaj, Florencyo, ty żartujesz!
— Bynajmniéj.
— Ale, powtarzam ci raz jeszcze, że kupno które zrobić mamy jest niezbędne: trzeba ażeby wyprawa mojéj siostrzenicy już raz przecież była uzupełnioną... i byłaby nią już od tygo-