lił drugi kieliszek absyntu, rzucił na siół sztukę obcéj monety złotéj, i rzekł do markiera.
— Zapłać sobie co ci się należy... i zabierz sto soldów dla siebie... spodziewam się że cię nie wiele pracy kosztowały?
— Nie prosiłem o nie wcale... i... jeżeli Pan...
— Ja raz tylko mówię... zapłać sobie, — odparł głosem nakazującym nieznajomy.
Markier poszedł zmienić sztukę złota, gdy tymczasem gość pogrążył się w głębokiem zamyśleniu. Następnie, odebrawszy resztę pieniędzy, wyszedł z kawiarni.
W téjże saméj chwili, młoda kobieta o której mówiliśmy wyżéj, wychodziła z domu sąsiedniego i zbliżała się ku nieznajomemu; kiedy się mijali, spojrzenia ich spotkały się przypadkiem... Mężczyzna zatrzymał się chwilkę, jak gdyby widok téj kobiety przypomniał mu jakieś dalekie wspomnienie; potem myśląc że go pamięć zawiodła, poszedł dalej w górę ulicy Vaugirard, gdy tymczasem kobieta w przeciwną udała się stronę.