Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/118

Ta strona została przepisana.

— Tak jest.
— W Brazylii?... przed ośmiu miesiącami?
— O kilka mil od Valparaiso.
— Na schyłku dnia?
— Nad brzegiem jeziora, otoczonego skałami.
— Kiedy banda cyganów uderzyła na pojazd.. w którym Pani się znajdowałaś.
— Lecz przybycie licznego orszaku podróżnych jadących na mułach, których dzwonki słychać już było od pewnego czasu spłoszyło tych rabusiów Orszak ten przybywający z Valparaiso spotkał się z nami.
— Podobnie jak Panią przed chwilą spotkałem na ulicy Vaugirard, — dodał nieznajomy z uśmiechem; — i dla większego bezpieczeństwa, jeden z podróżnych ofiarował z trzema innymi ludźmi towarzyszyć osobom znajdującym się w powozie do najbliższéj wioski.
— Tym zaś podróżnym... Pan byłeś. Teraz przypominam to sobie doskonale, chociaż miałam przyjemność widzieć Pana przez krótką tylko chwilę, gdyż w Brazylii noc bardzo prędko zapada....
— I noc ta była bardzo ciemna... kiedyśmy przybyli do wsi Balameda... jeżeli sobie dobrze przypominam.