Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/139

Ta strona została przepisana.

kalosze, wzięła parasol w rękę, zapaliła małą latarkę, zgasiła lampę... i lekko przebiegła na dół wszystkie cztery piętra.
W téj chwili czwarta godzina uderzyła na wieży Luxemburskiéj.
— Mój Boże... już czwarta godzina, — rzekła Florencya zszedłszy ze schodów, poczem swoim miłym i świeżym głosem zawołała:
— Proszę mi otworzyć.
Wkrótce potem zamknęły się za nią drzwi domu.
Grudzień zbliżał się już do końca.
Noc była bardzo ciemna, przeraźliwy i zimny wiatr huczał po pustych ulicach, oświeconych jeszcze gdzie niegdzie gazowemi latarniami.
Gdy Pani de Luceval wyszła, kaszlnęła lekko jak gdyby dawała znak jaki umówiony.
Odpowiedziano jéj głośniejszem nieco i męzkiem: kum... hum.
Ale noc była tak ciemna, że Florencya zaledwie mogła dojrzeć Michała, który wyszedłszy z domu przed chwilą, i stojąc na drugiéj stronie ulicy, odpowiadał w ten sposób swojéj sąsiadce.
Wtedy dopiero oboje, nie przemówiwszy do