Mężczyzna w płaszczu, cały zakapturzony, jak mówią Hiszpanie, w glębokiem pogrążony zamyśleniu, dosyć późno spostrzegł że jakaś kobieta zdążała za mężczyzną idącym z przeciwnej strony Florencyi; w téj porze zbyt mało bywa przechodniów, ażeby się mógł omylić na manewrach kobiety w futrze; ale jakież było jego zdziwienie, kiedy przy slabem świetle latarni, zdawało mu się jak gdyby poznawał, z wysokiego wzrostu, lekkiego chodu i żałobnego kapelusza, kobietę którą wczoraj dopiero odprowadził dorożką na ulicę Rivoli; zapewne bowiem czytelnik domyślił się już, że to byli dwaj podróżni z Brazylii.
To nowe spotkanie, po wczorajszem widzeniu się, w okolicznościach tak podobnych, zbyt było nadzwyczajnem, zbyt uderzającem, ażeby nie miało obudzić w owym nieznajomym mężczyźnie chęci wyjaśnienia natychmiast jego wątpliwości; dla tego też, nie spuszczając z oka Florencyi, szybko przeszedł przez ulicę, i zbliżywszy się do kobiety w futrze, rzekł do niéj.
— Pani na miłość Boską... jedno tylko słówko...
— Co!... — zawołała, — więc to Pan byłeś.
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/144
Ta strona została przepisana.