Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/147

Ta strona została przepisana.

cała jestem zlodowaciała... wzruszenie... zadziwienie... niedobrze mi jest... ale idąc, może to jeszcze przejdzie...
— Gdzież pójdziemy, Pani?
— Mało mnie to obchodzi... ale pójdźmy na nowy most, na wybrzeża.

1I oboje wróciwszy się ulicą Delfiny, prowadzili z sobą następującą rozmowę:
— Przedewszystkiem, — rzekła młoda kobieta, — powinnam Panu wyjawić moje nazwisko;... zapewne mało Panu na tem zależy, lecz powinieneś Pan wiedzieć kto jestem... nazywam się Walentyna d’Infreville... jestem wdową.
— Wielki Boże!... — zawołał mężczyzna w płaszczu, zatrzymując się jak skamieniały, — Pani!...
— Jakto... Cóż to ma znaczyć?
— Pani... jesteś... Pani d’Infreville!
— Dla czegóż to zdziwienie!... Więc nazwisko moje nie jest Panu obcem?.
— Zresztą... — rzekł mężczyzna w płaszczu, przychodząc nieco do siebie z zadziwienia jakie w nim to odkrycie wzbudziło, — nie masz wtem nic dziwnego że Pani nie poznałem... ani w Brazylii, ani tutaj, gdyż pierwszy raz kiedym Panię widział,... będzie temu lat cztery,... nie