Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/16

Ta strona została przepisana.

— Ej do pioruna... Pani mnie do ostateczności przywodzisz; to też nie ma na ziemi istoty nieszczęśliwszéj odemnie... i nareszcie muszę wybuchnąć....
— Dobrze... wybuchaj Pan, ale spokojnie... bo ja nienawidzę wszelkiego hałasu; — Otóż... Mościa Pani... powiem ci... spokojnie... że powinnością jest kobiety zajmować się domem, i że Pani bynajmniéj nim się nie zajmujesz; gdyby nie ja, nie wiem prawdziwie jakby się tutaj diiało.
— Należy to do twojego marszałka, a zresztą, sam jesteś czynny za dwoje, musisz więc téj czynności na coś używać.
— Powiem Pani jeszcze... jak najspokojniéj, że ja marzyłem sobie życie roskoszne... zamierzałem, ożeniwszy się, zwiedzić najciekawsze kraje, i mówiłem sobie. Zamiast sam podróżować, będę miał piękną, zachwycającą towarzyszkę; znoje, przypadki, niebezpieczeństwa nawet, podzielać będziemy z odwagą i wesołością....
— O! mój Boże! — rzekła Florencya wznosząc swoje piękne oczy ku niebu, — i on śmie przyznawać się do tego!
— Jakie to szczęście, myślałem sobie, —