Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/177

Ta strona została przepisana.

zabezpieczenia losu Florencyi, przed wyjazdem Pańskim do obcych krajów...
— Była to tylko słabość serca i rozumu... Czasy się już zmieniły...
— To tylko Panu powiedzieć mogę, że jeżeli Pan spodziewasz się znaleść we mnie wspólniczkę próżnéj i złośliwéj zemsty, to powinniśmy natychmiast przerwać tę rozmowę... Jeśli zaś przeciwnie, pragniesz Pan, jak ja, poznać tylko prawdę, ażeby wiedzieć, czy możemy jeszcze mieć nadzieję, czy też nadzieja ta odjętą nam zupełnie została... wtedy, rachuj Pan na mnie... gdyż pomagając sobie wzajemnie, dojdziemy bezwątpienia do wyświetlenia całéj prawdy.
— A jeśli prawdą jest, że oni się kochają...
— Zaczem daléj postąpiemy, daj mi Pan pierwéj słowo honoru... że jakkolwiek przykrem może być nasze odkrycie, Pan się wyrzekasz wszelkiéj zemsty... a nawet... widzenia Florencyi...
— Nigdy... Pani... nigdy... Kochaj Pani po swojemu... ja także po mojemu kochać będę...
— Dobrze, Panie, — rzekła Walentyna wstając z krzesła, — będziemy więc działali z osobna i tak jak Panu podobać się będzie.