— A!le, Pani... przecież ja nie mogę...
— Jesteś Pan zupełnie wolnym w swoich postępkach.
— Zaklinam Panię...
— Na próżno.
Pan de Luceval umilkł na chwilę, walcząc pomiędzy zazdrością, wspaniałomyślnością i obawą, ażeby Pani d’Infrevillle nie uprzedziła Florencyi, jak mu to już poprzednio zagroziła, o mogącem ją spotkać niebezpieczeństwie; nareszcie ta ostatnia uwaga, a wyznać także musimy, i cząstka jakaś wznioślejszych uczuć odniosły zwycięstwo; skutkiem czego Luceval rzekł do Walentyny:
— A więc... daję Pani słowo...
— Dobrze, dobrze, Panie... i teraz przeczucie moje powiada mi że postanowienie to szczęście nam przyniesie.. Gdyż zastanówmy się tylko rozsądnie nad tem, co już wiemy.
— Słucham Pani.. O! mój Boże! wszakże ja tylko pragnę nadziei...
— A właśnie.. o naszych nadziejach chcę Panu mówić...
— O jakich nadziejach?
— Naprzód, gdyby się Michał i Florencya kochali, czyli powiedzmy od razu, gdyby byli
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/178
Ta strona została przepisana.