— Dla czegóż szaloną?
— Pani możesz mieć nadzieję... bo przynajmniéj byłaś kochaną.. gdy tymczasem Florencya nigdy nie czuła do mnie przywiązania.
— Ponieważ między jéj charakterem i charakterem Pana zbyt wielka była różnica. Lecz jeżeli, jak z wszystkiego wnosić możemy, charakter jéj odmienił się skutkiem samego życia jakie od czterech lat przymuszoną jest prowadzić, być może że to, co dawniéj nie podobało jej się w Panu, teraz podobać jéj się będzie. Czyliż Panu sama nie mówiła, w czasie waszych nieporozumień, że Pana uważa za człowieka równie szlachetnego jak czcigodnego?
— Lecz nasze prawne rozłączenie.
— O! Panie, to jeden powód więcéj.
— Jakto?
— Przymus... i dla tego Florencya była nieznośną... lecz będąc panią saméj siebie, być może że jéj postępowanie z Panem będzie zupełnie przeciwne.
— Jeszcze raz Pani powtarzam, że nie chcę szaloną łudzić się nadzieją... Zawód byłby dla mnie zbyt dotkliwym.
— Nigdy Pan jednak nie trać nadziei... od-
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/181
Ta strona została przepisana.