czarowanie... jeśli ma nastąpić... to ono zawsze jeszcze zbyt wcześnie nastąpi... lecz ażeby nadzieje nasze w pewność zamienić, konieczną jest rzeczą odkryć tę tajemnicę jaką się Michał i Florencya otoczyli... w tajemnicy téj znajdziemy pewnie węzeł ich wzajemnych stosunków. Poznawszy raz naturę tych stosunków będzie my wiedzieli co daléj począć.
— Podzielam, zdanie Pani... ale, jakże sobie postąpimy?...
— O! czekając na coś lepszego, wrócimy do środka któregośmy już wczoraj użyli...
Najprościéj i najlepiéj jest śledzić ich kroki... tylko, że czynić to trzeba z większą ostrożnością. Chwila o któréj z domu wychodzą, ułatwia nam nasze przedsięwzięcie. Jeśli środek ten okaże się niedostatecznym... udamy się do innego.
— Być może, że lepiejby było, nie chcąc zbudzić ich podejrzenia ażebym ich sam tylko śledził...
— Rzeczywiście, Panie... a jeśli się Panu nie powiedzie... wtedy ja probować będę.
Dwa lekkie uderzenia do drzwi salonu, przerwały dalszą rozmowę.
— Proszę wejść, — zawołała Pani d’Infreville.
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/182
Ta strona została przepisana.