Jedno z tych łóżek było próżne...
W drugiem spoczywała Florencya.
Pewien rodzaj lekkiego żagla z białego płótna w niebieskie pasy, rozpiętego nad łóżkiem, rozdymał się pod tchnieniem powstającego wiatru i lekko kołysał tem napowietrznem posłaniem.
Florencya... z obnażoną szyją i rękami... w białym lekkim płaszczyku, drzemała spokojnie w postawie zachwycającej roskoszą i wdziękiem... Na prawéj ręce zgiętéj, oparta była niedbale jéj piękna głowa, a świeże tchnienie wietrzyku muskając pogodne czoło młodéj kobiety podnosiło kiedy niekiedy pukle jej jasnych włosów,... lewa jéj ręka wisiała z niechcenia za łóżkiem, trzymając jeszcze szeroki wachlarz, którym się przed uśpieniem chłodziła... Jedna z jéj maleńkich nóżek, odsłoniona aż do połowy łydki niemal, okryta cienką pończoszką szkocką spuszczała się także z łóżka, odkrywając dziecinną niemal stopę obutą w mały pantofelek z czerwonego safianu.
Nigdy Walentyna nie widziała Florencyi ładniejszą, świeższą i czerstwiejszą; jéj różane usta na pół otwarte, wydawały tchnienie czyste i spokojne jak tchnienie dziecięcia, a rysy
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/194
Ta strona została przepisana.