Walentyna uderzona widokiem który miała przed oczyma, zatrzymała się mimowolnie, głębokiem zdjęła uwielbieniem... Wtem Florencya otworzyła rękę machinalnie,... wachlarz upadł na ziemię i wysuwając się z jéj palców, zbudził ją zupełnie.
Na widok Pani d’Infreville, w mgnieniu oka wyskoczyła z swego wiszącego posłania i rzuciła się na szyję Walentyny.
— Ah! — zawołała ściskając serdecznie swą przyjaciółkę, i ocierając łzy które powieki jéj zrosiły, — byłam zupełnie pewną że ty przybędziesz... Od dwóch dni czekałam cię, i, sama widzisz, — dodała uśmiechając się i zwracając oczy na wiszące łóżko, z którego dopiero co wstała, — szczęście nawiedza śpiących, jest to przysłowie próżniaków; lecz przysłowie to sprawdza się pomimo tego, kiedyś już przyjechała. Pozwól mi abym ci się przypatrzyła, — rzekła Florencya trzymając w swych dłoniach ręce przyjaciółki, i cofając się nieco. — Zawsze piękna... i piękniejsza nawet jak kiedykolwiek. Uściskajże mnie, moja kochana Walentyno! Wszakże to już cztery lata jakeśmy się nie widziały, i to jeszcze w jakich okolicznościach! Ale wszystko ma swój czas. Przedewszystkiem
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/196
Ta strona została przepisana.