Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/197

Ta strona została przepisana.

jednak, — dodała Florencya biorąc swą przyjaciółkę za rękę, i prowadząc ją nad brzeg strumyka. — ponieważ upał jest niezmierny, oto są owoce mego ogrodu, które dla ciebie chłodzić kazałam.
— Dziękuję ci, Florencyo, nic teraz jeść nie będę. Ale z kolei, pozwól ażebym i ja ci się przypatrzyła i powiedziała ci, a wiesz że pochlebiać nie umiem, że i ty piękniejszą jeszcze jesteś jak dawniéj, co za cera, co za świeżość! a mianowicie, jaka postać szczęśliwa i zadowolona!
— Doprawdy? znajdujesz powierzchowność moję szczęśliwą? tym lepiéj, gdyż byłabym bardzo niewdzięczną memu losowi, gdybym się inną okazywała.... Lecz ja domyślam się twojéj niecierpliwości... chciałabyś mówić ze mną... i ja tego gorąco pragnę. A więc rozmawiajmy... ale przedewszystkiem siadaj... tu w tym fotelu... weź tę matę pod nogi i poduszki ażeby się na nich wygodniej oprzeć... O! człowiek nigdy nie może mieć dosyć wygody...
— Widzę to, — rzekła Walentyna coraz więcéj zdziwiona nadzwyczajną swobodą i wesołością swej przyjaciółki, gdy tymczasem wi-