nie chciałabym go zasmucić przykremi wspomnieniami.
— Jakto! wiedziałaś?...
— Tak, wiedziełam, co się działo przed rokiem... wiedziałam o twojem oddaleniu się do Poitou, o twojem owdowieniu, o twojéj niedoli... w któréj niemniéj cierpiałaś dla siebie jak dla twéj matki, odpowiedziała Florencya z coraz większem rozrzewnieniem. Widziałam także z jaką odwagą walczyłaś z zawistnym losem aż do śmierci twéj matki... Ah! właśnie tego się obawiałam, — zawołała Florencya zasłaniając oczy dłoniami, — te łzy... i to jeszcze dzisiaj!...
— Florencyo,... przyjaciółko moja, — rzekła Walentyna, podzielając wzruszenie swéj przyjaciółki, — nigdy nie wątpiłam o twojem sercu...
— Pewno?...
— I możeszże wątpić?...
— Dziękuję ci, Walentyno... dziękuję... powracasz mi całą radość z oglądania ciebie.
— Ale, jakże dowiedziałaś się o moich wypadkach?
— Dowiedziałam się o nich z rozmaitych
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/199
Ta strona została przepisana.