Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/204

Ta strona została przepisana.

— Ah! mój Boże! — zawołała Walentyna przerywając swéj przyjaciółce, — czyś nic nie słyszała?...
— Co takiego? — zapytała młoda gospodyni domu nadstawiając ucha i wpatrując się w stronę gdzie były zwrócone oczy jéj przyjaciółki, — cóżeś słyszała?
— Słuchajże...
Obie przyjaciółki słuchały uważnie nie przemówiwszy ani jednego słowa przez chwilę czasu.
Lecz najgłębsze milczenie ponowało wewnątrz i zewnątrz ogrodu.
— Musiałam się omylić, — rzekła Pani d’Infreville uspokojona nieco. — lecz zdawało mi się słyszeć w stronie tej gęstwiny,..
— Cóżeś słyszała, Walentyno?
— Nie wiem... zdawało mi się jak gdyby się gałęzie łamały.
Jest to wiatr morski, który się od czasu do czasu podnosi; poruszył on zapewne gałęzie starego cedru, stojącego tam pod płotem, a którego wierzchołek widzisz nad tą gęstwiną... Ścieranie się gałęzi sprawia częstokroć dziwne odgłosy, — odpowiedziała Florencya