Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/211

Ta strona została przepisana.

godzinnem bezskutecznem oczekiwaniu? — Albo te kłopoty z pojedynkami, Pani? — Albo owa zazdrość, panie? A cóż dopiero owe ukradkowe przejażdżki w niegodziwych dorożkach, z których człowiek wysiada jak połamany! Ah! ileż to trudów, ile znojów, pani, i pytam panią, koniec końcem, dla czegóż to wszystko? O! prawda panie, poco?... »Słowem, upewniam cię Walentyno, że gdyby jaki ukryty świadek był słuchał naszego gnuśnego moralizowania, byłby się naśmiał do rozpuku, a jednak rozumowaliśmy mądrze. Nareszcie przyszła chwila, kiedy pan de Luceval postanowił wywieść mnie w podróż... mimo chęci mojéj... lecz odstąpił od tego zamiaru.
— Tak, mówił mi o twoich środkach?
— Czegóż ja chciałam w owéj epoce? spoczynku tylko, gdyż jakkolwiek mąż obszedł się zemną bardzo surowo, bardzo niegrzecznie w czasie owéj sceny spowodowanej twoim listem moja biedna Walentyno, i jakkolwiek zagroziłam mu wtedy rozwodem, lecz zastanowiwszy się, inaczej postanowiłam... Zląkłszy się samotnego życia, to jest zajmowania się temi tysiącznemi staraniami, któremi dotąd zajmował się za mnie mój mąż lub jego