codziennego... O czwartej wyszłam z domu, udając się na targ...
— O! mój Boże! na targ! a to po co?
— Zostawałam tu w sklepie pewnéj handlarki, która zbyt wielką była damą, ażeby tak rychło wstać mogła... gdzie utrzymywałam jéj rachunki... Było to prawdziwie sielskie zatrudnienie: wystaw sobie skład śmietany, jajek i masła... W samym handlu należałam do pewnego procentu... i zły, czy dobry rok, przynosiło mi to około dwóch tysięcy kilkaset franków.
— Ty... Horencyo... ty... margrabina de Luceval, podobne rzemiosło?
— A Michał?
— Cóż Michał?
— Był nic więcéj, tylko inspektorem dowozów na targu, kochana Walentyno... nic więcéj! Tysiąc pięćset franków, wielkie poważanie ze strony panów ogrodników i panów przekupniów. A obok tego, wolny już od godziny dziewiątéj z rana, w którym to czasie, udawał się do swego bióra jak ja do mego magazynu.
— Jakto, do twego magazynu?
— Tak jest przy ulicy Suchy-las, pod Złotym koszykiem; byłam pierwszą panną u znakomitéj
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/223
Ta strona została przepisana.