za tym celem zawsze myśleliśmy o sobie. Zresztą rano i wieczór widzieliśmy się zawsze, nie byliśmy kochankami i to nam wystarczało... Nakoniec przed dwoma tygodniami cel nasz został dopięty; w przeciągu czterech lat zebraliśmy kwotę czterdzieści dwa tysiące dwieście franków. Spodziewam się że to było pięknie! Jużeśmy mogli przed kilku miesiącami wypocząć, lecz powiedzieliśmy jeszcze sobie, albo raczéj napisali: »Dobrze to jest, pragnąć tylko rzeczy koniecznych; lecz potrzeba przecież ażeby i ubogi przechodzień zapukawszy do drzwi naszych, znalazł gdy będzie głodnym to co jemu jest koniecznem... Nic nie nadaje duszy i ciału tyle spokojności, jak wewnętrzne przekonanie, że się było dobrym i ludzkim» — To też, raz się już wdrożywszy, przedłużyliśmy jeszcze trochę nasz czyściec. Jakże! przyznaj teraz Walentyno, że nie masz nic jak lenistwo coby mogło dodać więcéj odwagi, więcéj chęci do pracy i... cnoty.
— Bądź zdrowa, Florencyo — rzekła pani d’Infreville, głosem stłumionym, zalewając się łzami, i rzucając się w objęcia swéj przyjaciółki — żegnam cię... żegnam na zawsze...
— Walentyno!... co mówisz?
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/230
Ta strona została przepisana.