— Cóż takiego?
— Jakaś dama, nazwiskiemPani d’Infreville jest na dole... w dorożce...
— Walentyna!... — zawołała skwapliwie margrabina z wyrazem zadziwienia i radości — wieki jakem jéj nie widziała... proś ją do mnie....
— O! Pani, to być nie może!
— Jakto?
— Dama ta kazała mnie przez odźwiernego prosić do siebie; uwiadomiono mnioe o tem, zeszłam na dół; wtedy dama ta, nadzwyczajnie blada, rzekła do mnie: „Chciéj panna poprosić Panię de Luceval ażeby raczyła zejść na dół... pragnę pomówić z nią w przedmiocie bardzo ważnym;... powiesz jéj Panna moje nazwisko... Pani d’Infreville,... Walentyna d’Infreville...“
Zaledwie Panna Liza te słowa wymówiła, kamerdyner zapukawszy poprzednio wszedł do salonu, mówiąc do Florencyi:
— Czy pani margrabina przyjmie Panią d’Infreville?
— Coż to znaczy? — zapytała Florencya, zdziwiona bardzo tą nagłą zmianą postanowienia swój przyjaciółki, — więc Pani d’Infreville jest tutaj?
— Tak, Pani.
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/26
Ta strona została przepisana.