— Florencyo, czy chcesz ocalić mnie od wielkiego nieszczęścia?
— Mów... mów... Nie jestżem twoją przyjaciółką, dla czego zapomniałaś o mnie przez całe sześć miesięcy?
— Nie dobrzem postąpiła... byłam niepamiętną, niewdzięczną... a jednak do ciebie się udaję.
— Jest to jedyny sposób ażebym ci przebaczyła.
— Florencyo,... FJorencyo... ty zawsze jesteś ta sama.
— Słucham... mów prędzej... cóż mogę ci uczynić?
— Czy masz tutaj... papier i pióro?
— Znajdziesz wszystko na tym stole....
— Pisz więc co ci podyktuję... Błagam cię, możesz mnie przez to ocalić...
— Ten papier jest z moją cyfrą... czy to nic nie szkodzi?
— Przeciwnie, to doskonale, ponieważ ty do mnie piszesz...
— Dobrze, Walentyno, dyktuj, ja czekam.
Pani d’Infreville podyktowała co następuje, głosem wzruszonym i przerywając sobie od czasu do czasu z powodu silnego wzruszenia:
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/30
Ta strona została przepisana.