— Nie.
I Baptyst wyszedł.
Pani d’Infreville zrozumiała zamiar swój przyjaciółki, która była tak przezorną, że główne swoje zlecenie wydała tak jak gdyby ono było tylko podrzędnem.
— Dziękuje... dziękuję ci, droga Florencyo, — rzekła do niéj z uczuciem szczeréj wdzięczności. — Ah! oby Bóg dał ażeby twoje dobre chęci nie były dla mnie bezskutecznemi.
— Spodziewam się... i pragnę tego... lecz...
— Florencyo, posłuchaj mnie... jedyny sposób okazania ci mojéj wdzięczności, za tę wielką przysługę jaką mi wyświadczasz, jest oddać się twojéj wspaniałomyślności i nic nie zataić przed tobą... Należało mi zapewne od tego zacząć,... i nasamprzód objawić ci cel tego listu, zamiast zdobywać znienacka ten dowód twego poświęcenia i przyjaźni; lecz przyznam ci się... obawiałam się... twej nagany i odmowy... wyznając ci... że...
I po chwili bolesnego wachania, Walentyna rzekła odważnie i rumieniąc się nadzwyczajnie:
— Florencyo... ja mam kochanka.
— Walentyno, domyślałam się tego...
— O! zaklinam cię... nie potępiaj mnie przed wysłuchaniem...
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/35
Ta strona została przepisana.