Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/64

Ta strona została przepisana.

na śmierć by mnie zamęczyła, a tym roskosznym spoczynkiem jakiego w tym fotelu kosztuję, gdzie życie moje przepędzam znajdując niewyczerpaną słodycz w bezczynnem wpatrywaniu się w niebo, w drzewa, w słońce, i będąc zupełnie szczęśliwą że mogę pieścić się zimą przy moim kominku, gdy tymczasem przejmujący mróz skrzypi na dworze pod memi oknami. Cóż ci mam więcéj powiedzieć, oto w każdéj porze roku doznaję tego najwyższego szczęścia, że nie potrzebuję niczem się zajmować. Żyję spokojnie, marząc, dumając już to na jawie już na pół uśpiona, lub odczytując niekiedy poetów, bo i tu, po każdym wierszu znajduje się długi wypoczynek dla myśli... Słowem, ja zdolnam, przyznając się i do tej okropności, przeleżeć cały dzień na murawie... zajmując się, to spaniem, to przypatrywaniem się mijającym obłokom, to słuchaniem szmeru wietrzyka w trawkach i liściach, lub brzęku owadów... lub szumu wody; wierzaj mi, droga Walentyno nigdy dzika i marząca próżniaczka Ameryki nie czuła z większą odemnie roskoszą tego nieskończonego szczęścia, jakie się w błogiem far niente zawiera, i nigdy nie była tkliwiéj odemnie wdzięczną temu Bogu, który nas