— Więc to był Michał!
— Tak jest... on... i ta kobieta.
Trudno byłoby wyrazić w jaki sposób Walentyna wymówiła te wyrazy: I,... ta kobieta!
Po chwili smutnego milczenia dodała:
— Noc była spokojna, cicha; to dwa głosy dźwięczne, pełne ognia, zdawały się do nieba podnosić, jakby śpiew szczęścia i miłości; przez jakiś czas słuchałam ich mimowolnie...
ale w końcu tak mi to było przykro, że nie mając odwagi oddalić się, zakryłam uszy rękami;... potem, wstydząc się tej śmiesznéj słabości,... i chcąc w saméj boleści znaleść jakiś gorzki urok... słuchałam znowu; lecz śpiew już ustał... Zbliżyłam się do okna;... kwiaty ogrodu napełniały powietrze balsamiczną wonią,... świeżość nocy była roskoszna;... najmniejszy powiew wiatru nie poruszał drzewy;.... wątłe światło, jakby blask alabastrowéj lampy przedzierał się przez spuszczone story galeryi;... zupełne milczenie panowało czas jąkiś, potem słyszałam szelest piasku skrzypiącego pod stopami Michała i téj kobiety; noc była dosyć jasna, widziałam oboje. Przechadzali się zwolna, trzymując się czuło pod ręce;... nagle zatrzasnęłam okno; zabrakło mi sił, i noc przepędziłam okropną.
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/74
Ta strona została przepisana.