Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/78

Ta strona została przepisana.

— Mój Boże! biedny chłopiec! jakże to smutno! Ale czemuż twój wpływ nie zdołał pokonać tego nieszczęsnego lenistwa?
— Mój wpływ, — rzekła Walentyna uśmiechając się z goryczą — jakiż wpływ można wywrzeć na podobny charakter? Rozumowanie, naleganie, przestrogi, prośby, wszystko rozbija się o tę bezwładność zadowoloną i pogodną zawsze. Gdyż u Michała nigdy nie usłyszysz słowa surowego lub gniewnego, unika on zniecierpliwienia lub gniewu jak trudu jakiego; zawsze spokojny, uśmiechający i czuły, odpowiada na najrozsądniejsze upomnienia, na najtkliwsze błagania, żartem lub pocałunkiem... Tak to żartując z moich próśb, przyszedł do położenia które mnie trwogą za niego przejmuje; gdyż mogąc żyć aż dotąd w tem niedbalstwie, w téj bezczynności którą nad wszystko ceni, gdy upadek jego nastąpi, niezdolnym będzie znaleść dosyć odwagi, dosyć siły ażeby się wydobyć z tak smutnego położenia.
— Masz słuszność... Walentyno... jest to rzecz nierównie ważniejsza aniżeli myślałam.
— To rzecz ważna... o! bardzo ważna, — odpowiedziała młoda kobieta z drżeniem, —