Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/82

Ta strona została przepisana.

wdę, on mnie kocha jak umie i jak kochać może, jak to sam powiada!... jego niedbalstwo w miłości boli mnie... oburza mnie... przywodzi mnie do rospaczy; lecz powściągam się i cierpię, gdyż mimowolnie ubóstwiam go takim jakim jest; lecz to jeszcze nie wszystko: zdaje on się wcale nie domyślać podejść, trwóg, obaw przez które codziennie przechodzić muszę, gdyż ażeby przepędzać z nim całe godziny, niekiedy całe dnie nawet, muszę gromadzić kłamstwa na kłamstwa... zdawać się niemal na łaskę moich służących i wynajdywać za każdym razem nowe pozory do moich częstych wydaleń; a kiedy wracam... ah! gdybyś ty wiedziała Florencyo... jak okropny ciężar obarcza moje serce... kiedy po długiem oddaleniu wyciągnę rękę ażeby zastukać do drzwi moich, mówiąc sobie... wszystko może odkryte! A kiedy stanę przed moim mężem... spojrzeć mu w oczy... czytać z jego twarzy czy nie ma jakiego podejrzenia, drzeć, lecz drzeć wewnętrznie, na jego najmniéj znaczące pytanie, udawać spokojną, obojętną kiedy mnie największa trwoga dręczy i pali... A potem, i to już ostatnia jest boleść, ostatnia podłość... udawać uśmiechającą, nadskakującą nawet, dla męża którym się brzydzę...