środków swoich, a byle tylko nim być, to jest rzecz główna. Nie prawdaż?
Florencya wymawiając te słowa, przybrała wyraz tak poważny i tak śmieszny zaazem, że jéj przyjaciółka, pomimo trosk swoich musiała się uśmiechnąć, gdy tymczasem Pani de Luceval mówiła daléj:
— Ah! biedna Walentyno... lituję się nad tobą... lituję podwójnie... bo, ty masz słuszność... że takie życie to prawdziwe piekło!
— Tak jest... tak, piekło,... i wierzaj mi Florencyo... kochana moja Florencyo, wytrwaj tylko w twojem postanowieniu, pozostań wierną twoim obowiązkom... chociaż one bardzo są dla ciebie uciążliwe! niechaj moja niedola posłuży ci za przestrogę; o! zaklinam cię, — dodała Walentyna głosem tkliwym i błagającym, — gdyż wieczne czyniłabym sobie wyrzuty, gdybym cię miała złemi natchnąć myślami lub gorszący podać ci przykład... Wyrzucałabym sobie całe życie, jak największą zbrodnię, to zaufanie które mam w tobie, Florencyo, przyjaciółko, droga przyjaciółko moja; niechaj mnie już przynajmniéj ta nowa nie spotka zgryzota... przysięgnij mi...
— Bądź spokojną, moja droga Walentyno,
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/87
Ta strona została przepisana.