przejęta i postąpiła kilka kroków, mówiąc z cicha:
— O moja matko! moja matko!
— Walentyno, ja ciebie nie opuszczę, — zawołała Florencya podnosząc się także i biegnąc za swoją przyjaciółką; lecz Pan do Luceval zniecierpliwiony do najwyższego stopnia, uchwycił swą żonę i zatrzymał ją na miejscu mówiąc:
— Tego już zanadto.
D’Infreville korzystając z tego, pociągnął za sobą Walentynę, która głosem stłumionym przez gwałtowne łkanie, wyrzekła jeszcze te ostatnie wyrazy przez chustkę zakrywającą jéj usta:
— Florencyo,... bądź zdrowa!...
I wyszła za ciągnącym ją za rękę Panem d’Infreville.
Pani de Luceval, blada z oburzenia i boleści, pozostała na miejscu i trzymana przez swego męża, który puścił ją dopiero wtedy, kiedy Walentyna wyszła z salonu.
Nareszcie rzekła do niego głosem zupełnie spokojnym:
— Panie de Luceval, po grubiańsku i prze-
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/95
Ta strona została przepisana.