Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1002

Ta strona została przepisana.

więc nie miało przewidzieć powodów sprowadzających te przewinienia?
— Masz słuszność; tak się jednak rzeczy mają, — smutnie odrzekł mi urzędnik.
W téj chwili sekretarz przybył mu donieść o jakimś ważnym wypadku; wyszedłem od komtnissarza zasmucony, że powiedział mi prawie to samo co właściciel zakładu noclegowego, tylko bardziej dobranemi wyrazami.
Jakkolwiek przytłaczającą była ta nowa próba, nie zrażałem się jednak. Pozostało mi jeszcze szesnaście soldów, żyjąc więc chlebem kupionym za dwa lub trzy soldy na dzień, płacąc po cztery soldy za noce spędzone w sali przedsiębiercy noclegów, miałem przynajmniéj dwa dni zapewnione, a nadto mimo woli liczyłem na jaki traf pomyślny. Nim więc postanowiłem jąć się pełnego przygód przemysłu, o którym mi wspomniał właściciel sali, chciałem aprobować czy nie znajdę sposobu utrzymania mniéj od cudzéj łaski zawisłego.
Krążąc na los szczęścia po ulicach, dostrzegłem budkę publicznego pisarza; zabłysła mi nadzieja; może też przydam się mu na co. Zbliżał się nowy rok; w téj epoce, biédne nieuki zwykli objawiać swoje życzenia nieobecnym krewnym lub przyjaciołom... Lękliwie wszedłem do pisarza; ale zaledwie wysłuchał moich żądań, zaledwie dowiedział się o mojéj gotowości do usług, natychmiast drzwi zam-