Mimo nadziei że może znajdę Bambocha, wahałem się wejść do téj jaskini, a kaleka bez nóg taką przejmował mię zgrozą, iż nie śmiałem przystąpić do niego i zapytać o towarzysza dziecinych lat moich.
Pytałem sam siebie, jak bandyta ten śmie pokazywać się jawnie na ulicach po odkryciu kontrabandy w któréj, równie jak Bamboche, zdawał się miéć udział... wtem nagły zgiełk powstałéj kłótni, wrzawa i brzęk wybijanych okien, zwróciły moję uwagę... przelękniony cofnąłem się.
Zgiełk ten pochodził z komórki do któréj wszedł kaleka bez nóg. W chwili gdy się zbliżyłem, wypchnięto z téj złowrogiéj kryjówki, mocno pijanego człowieka: nim się drzwi sieni zaniknęły, ujrzałem w głębi kalekę bez nóg z jego townrzyszem. Przez górną tych drzwi szczelinę wyglądała rozczochrana głowa kobiéty, po za którą rysowało się znikczemnione oblicze piętnastoletniego dziecka; oboje lżyli pijanemu którego wypchnięto za drzwi; ten zaś, chwiejąc się i opierając o drzewa na bulwarze, to wybuchał śmiechem, to znów wrzeszczał że go okradziono...
Uczucie politowania i ciekawość pociągało mię ku temu nieszczęśliwemu... ale jakże się zdumiałem... gdy poznałem w nim człowieka z prawdziwie panskiém ułożeniem, którego już widziałem opiłego w szynku pod Trzema Beczkami.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1010
Ta strona została przepisana.