— Słuchajno... mój... uprzejmy człowiecze... w greckiéj czapce, co za wyborny żart! Chciałeś mię wyciągnąć na słówka... a gdybym też kazał cię aresztować powiadając żeś to ty mię okradł... dowiedziałbym się... kto jesteś...
— Mnie przedstawiać za złodzieja?... Taki żart nie miałby żadnego sensu, — odrzekłem, — bo patrz pan coby przy mnie znaleziono.
I pokazałem mu pozostałe mi jeszcze kilka soldów.
— To zawsze coś złowionego, — powiedział nieznajomy wybuchając śmiechem.
I chwycił mię za rękę pragnąc wydrzeć pieniądze które naglém szarpnięciem wytrącił na ziemię. Wtedy rzucił się na mnie i silnie mię ściskając z całego gardła począł wrzeszczeć: złodziéj!
Byliśmy blizko rogatki, przy któréj postrzegałem placówkę. Przerażony skutkami jakieby sprowadzić dla mnie mogło podobne uwięzienie, i na nieszczęście nie mając czasu pozbierać pieniędzy które się tu i owdzie po biocie rozproszyły, z wielkim trudem wyrwałem się z rąk nieznajomego który coraz mocniéj wrzeszczał — i przez pola rzuciłem się za miasto, uciekając jak najspieszniéj.
Ścigany obawą aby mię nie przyaresztowano, szedłem aż do nadejścia nocy, w téj porze roku szybko zapadającéj. Znalazłem się wśród obszernego pola; w dali, na lewo, postrzegłem wieś, na pra-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1016
Ta strona została przepisana.