Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1034

Ta strona została przepisana.

chu, a jak powiadał, sądził się dostatecznie przekonanym o mojéj moralności, już przez sam wzgląd na dawną przyjaźń moję z Bambochem, ku któremu zbliżyć się starałem, jakkolwiek znałem ryzykowne jego życie.
Zrazu oburzyłem się na samą myśl, nie mówię wspólnictwa z kaleką bez nóg, lecz najmniejszego ku niemu zbliżenia się... Wkrótce jednak nastąpiła pełna trwogi rozwaga... skoro wspomniałem na haniebne ustąpienie do którego mię głód zmusił.
— Ah! do jakże okrutnych ostateczności głód i straszna nędza doprowadzić nas mogą, rzekłem sobie rozdzierającym smutkiem przejęty, — skoro ja... napojony najlepszemi, najzdrowszemi zasadami... ja, który w sercu żywię szlachetny zapał, ubóstwienie dla wszystkiego co jest dobrem i szłachetném, do tego punktu zniżyć się mogłem? O mój Boże! cóż się więc dzieje z tymi, którzy zostawieni przygodom życia, bez wykształcenia, podpory, wiary, bez zbawiennego hamulca, znajdują się w podobném mojemu położeniu?
I zawołałem z Klaudyuszem Gérard: — O nędzo! Nędzo! czyli zawsze będziesz przyczyną lub źródłem tylu niegodziwości, poniżeń i zbrodni?.........

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Czekając nocy, czyli raczéj chwili wychodzenia z widowisk, wyczerpywałem wszelkie zasoby mo-