— Co chcecie? — spytałem wstając i przybierając odporną postawę.
— Tyś szpieg! — odpowiedział mi jeden głos, — wiemy o tém.
I natychmiast, nim zamach ten przewidzieć zdołałem, z tyłu mię schwytano, przyłożono chustkę do ust i zawiązano ją wkoło głowy niby knebel; potém, mimo rozpaczliwy opór, uczułem że mię bito potrącano i prawie zaniesiono aż na jednę z małych górzystych uliczek, które w tém miejscu na bulwark wychodzą; chustka tłumiła moje krzyki; wielka liczba napastników paraliżowała wszelką obronę, a cała scena tak była nagła, że nim przyjść do siebie zdołałem, już byłem rzucony w głąb ciemnego przejścia obok domu na téjże uliczce. Przechodnie zapewne mało co zważyli na ruch z powodu gwałtu tego wynikły, a może téż uważali go za jednę z haniebnych kłótni, jakie pod teatrami dosyć często miewają miejsce.
Rzucony na bruku tego przejścia, zasypany razami które mi twarz pokrywały, mocno głową o kamień ugodziłem; uderzenie tak było silne, żem prawie stracił przytomność. Wśród głębokiego i zarazem niewyraźnego bólu, który mi omal czaszki nie rozsadził, uczułem jakiś głos mówiący:
— Dosyć z niego... odejdźmy... oto już wychodzą...
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1038
Ta strona została przepisana.