zatém strony, przynajmniej w obecnéj chwili, ucieczki dokonać nie było można.
Znowu się nieco namyśliwszy, gwałtowne przedsięwziąłem postanowienie: skoroby kaléka bez nóg otworzył drzwi, chciałem rzucić się na niego, i mimo dokuczające mi jeszcze bóle, skutki wczorajszéj bitwy, liczyłem dosyć na moję śmiałość i zwinność, że zgodnie lub przemocą wyjdę z tego pokoju.
W téj właśnie chwili dało się słyszeć stąpanie na korytarzu... uzbroiłem się w odwagę... gotów rzucić się na kalekę bez nóg; ale jakże się zdumiałem gdym usłyszał głos, śpiéw, słowa zbyt mi dobrze znajome!
Był to bowiem głos la Levrassa.
Nucił on sobie słowa pięknéj Burbonezki, ulubionej swéj aryi.
Śpiéwając zapukał do drzwi w sposób jak osoba co poprzednio wsunęła kartkę o któréj wspomniałem.
Nie otrzymując żadnej odpowiedzi, la Levrasse na chwilę przestał nucić i znowu zapukał... poczém jeszcze raz gwałtownie powtórzył pukanie.. Wtedy przekonany zapewne o nieobecności kaléki bez nóg dawny mój pan oddalił się powtarzając swą ulubioną zwrotkę.
To niespodziane spotkanie mocno mię zdziwiło, ale nie uderzyły mię bynajmniéj stosunki między la Levrassem a kaléką bez nóg zachodzić mogące,
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1046
Ta strona została przepisana.