Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1047

Ta strona została przepisana.

bo obaj wzajem dla siebie przystawali. Odraza jaką mię przejmował dawny kat mojego dzieciństwa, który widać ocalał z powozu przez Bnmbocha podpalonego, była dla mnie nowym powodem do bezzwłocznéj ucieczki z tego domu, bom się co chwila lękał zejścia policyi; i wtedy, choćbym miał największe protekcje, nawet w najmniéj uprzedzonych oczach, byłbym uchodził za spólnika kaléki bez nóg a raz wtrącony do więzienia jako złodziéj, jużbym późniéj nie zdołał dowieść mojéj niewinności... Taka przyszłość przerażała mię daleko bardziéj, aniżeli dostanie się do aresztu za włóczęgostwo.
Z coraz silniejszém postanowieniem wydobycia się przemocą z tego domu, wybrałem pomiędzy starożytną bronią jakąś żelazną damaszkowaną maczugę, nie aby ugodzić nią kalekę bez nóg, lecz aby go nią przerazić w razie groźby lub oporu.
Schyliłem się więc nad kupą broni którą hałaśliwie poruszyłem, wydobywając ową żelazną maczugę, w tém silna ręka oparła się na mojém ramieniu; tak mocno zadrżałem... (a stojąc prawie naprzeciw drzwi, byłem aż nadto pewny że ich nikt nie otworzył), iż gdym się odwracał, maczuga mi z rąk wypadła.
Ujrzałem stojącego za mną kalekę bez nóg. Wszedł on, nie drzwiami prowadzącemi na korytarz, lecz przez tajemny otwór w przegrodzeniu, którego istnienia wcale nie przypuszczałem; mieszkanie bandyty miało dwa wchody.