ściwi; nazwiska ich muszą ci być wiadome? Niepodobna aby się nademną nie zlitowali... skoro im szczerze skreślę moje położenie... skoro powiem ile od chwili przybycia do Paryża wycierpiałem.
Odźwierny pokiwał głową i odpowiedział:
— Zaiste mamy dosyć majętnych w naszym cyrkule, lecz niełatwo się do nich dostać, a przytém... słowem... to tylko uczynić dla ciebie mogę... że ci dam adres do pana Tertre, sławnego bankiera. Mówią że on wiele dobrego świadczy. Próbuj.
Przybyłem do bankiera.
— A do kogo to? — spytał mię odźwierny.
— Do pana du Tertre, bankiera.
— Idź pan do kassy, schodami na prawo, w antresolach.
W łachmanach nie wpuszczonoby mię nawet na próg ale przyzwoita odzież moja nie wzbudziła żadnego podejrzenia. Na górze zastałem w przedpokoju dwóch służących...
— Pan du Tertre? — rzekłem do jednego.
— Jeżeli pan pragniesz pomówić z kassyerem... proszę za mną.
Wprowadzono mię do gabinetu kassyera; wgłębi tego pokoju stojąca wielka żelazna szafa była otwarta, postrzegłem w niéj... skarby: wszelako widok tych bogactw nie wzniecił we mnie zazdrości,... ale boleścią mię przejął.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1058
Ta strona została przepisana.