— W to mi graj! I owszem... Mam tu butelkę madery... skosztuj-no, mój synu.
Jadłem i łakomie piłem; tak nienawykły byłem do wina, żem się położył jeżeli nie pijany, to przynajmniéj odurzony, bo z końcem tego wieczoru znikają wspomnienia zwykle mi tak obecne.
Nazajutrz, przebudziwszy się, postrzegłem kalékę bez nóg już ubranego.
— Na jedenastą naznaczyłem schadzkę właścicielowi domu, a już dziesiąta, — mówił, — ubieraj się i chodźmy.
Ubrałem się, poszliśmy.
Gdyśmy opuszczali mieszkanie kaleki, rzekł mi:
— Na, weź ten zegarek.
I pokazał mi bardzo piękny zegarek z łańcuszkiem.
— Wezmę gdy potrzeba będzie oddać go do lombardu, jeszcze czas, — odpowiedziałem.
— Jak chcesz... pójdźmy naprzód obejrzéć mieszkanie i podpisać kontrakt... Przyznaj żem doskonały do interesów?
— Wyborny...
Przybyliśmy na ulicę Faubourg-Montmartre, do domu bardzo porządnej powierzchowności; weszliśmy na górę dla obejrzenia mieszkania; składało się z trzech małych pokoików wychodzących na dziedziniec, bardzo przyzwoicie umeblowanych.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1069
Ta strona została przepisana.