Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1079

Ta strona została przepisana.

drogę do Neuilly, jedz powoli. — Dobrze, moja rybko... Wsiadam na kozioł, przybywam na drogę do Neuilly, jadę krok za krokiem....W pięć minut potém, damulka delikatną swoją rączką z całéj siły szarpie mię za kołnierz płaszcza, wołając:
— Czekaj! czekaj! otwórz drzwiczki. Zsiadam, otwieram, ale komu? przystojnemu młodzieńcowi, który wsiada mówiąc mi: — Jedź na przedmieście Montmartre, przy rogatce, zatrzymasz się w miejscu rozpoczętych budowli. — Zacinam konie, bo sam uważaj, jakito był kurs daleki: prawie taki, jaki z tobą odbyłem z ulicy Mont-Blanc na Przesmyk lisa. Przybywamy na grunta rogatek Montmartre; moje turkawki wysiadają weseluteńkie, młodzieniec płaci mi po książęcemu. Zapewne obrali sobie to odosobnione miejsce, aby nikt ich nie widział że razem wysiadają z fiakru. Wracam próżno, wtém niedaleko postrzegam jakieś zbiegowisko; podjeżdżam w tę stronę. A co to tam? Ot małe uliczniki bawiąc się w schowanego w rozpoczętych budowlach, znalazły jakiegoś tam człowieka; mówią, że umarł z głodu. Serce mi się ścisnęło wyciągam szyję, i cóż obaczyłem? ciebie mój biedaku z prowincyi. Mówię sobie: to nic dziwnego. — Niedaleko było do naszych stajni. Zanim dwa wymówisz, zsiadam, widzę że omdlałeś; oświadczam że cie znam, pakuję cię w mój powóz, przywożę tutaj, posyłam po lekarza.... przybywa i oświadcza że