Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/108

Ta strona została przepisana.

ją kocha jak brat, bo ona swych czarów używa na świadczenie nam dobrego.
Zażalenia i wykrzyki coraz stawały się groźniejsze. Gniew wzbudzony zuchwałością Scypiona, powiększyła jeszcze powszechna nienawiść ku ojcu; nienawiść długo powstrzymywana nawyknięciem do zdania się na wolę Boga i tym wszechwładnym urokiem jaki w tej pustéj prawie okolicy dotąd jeszcze osłania bogaczy.
Te twarze, niedawno tak pokorne, bojaźliwe, teraz nabrały wyrazu groźby; pani Wilson i jéj córka, coraz bardziéj przestraszone, przybliżyły się do hrabiego i do Scypiona, a tymczasem Beaucadet dotknąwszy rękojeści swego pałasza rzekł do wieśniaków:
— Baczność na komendę!
A widząc że wieśniacy ściskają swe koło i coraz bardziéj zbliżają się do wicehrabiego i jego ojca, nakazującym głosem dodał wachmistrz:
— Zgro-ma-dze-ni! w imieniu prawa, które każdy znać powinien, zgro-ma-dze-ni! rozejdźcie się i wracajcie do domów.
Tymczasem Scypio, z wzniesioną głową, niewzruszoną postawą, zarozumiałą miną, lewą rękę niedbale utkwiwszy w kieszeni swych łosiowych spodni a prawą machinalnie uderzając harapem po