eleganckich botach, młodzieniec z rzadką odwagą stawił czoło wieśniakom. Złość, pogarda i gniew nadawały jego przyjemnym, lecz zwykle zniewieściałym rysom, wyraz niezachwianéj odwagi: oczy błyszczały żywo i śmiało, policzki lekko się zarumieniły, a usta wyglądając z pod jasnego jedwabistego wąsa, ściągnięte zuchwałym uśmiechem, nieco przyspieszonemi kłębami wypuszczały dym cygara.
W téj chwili Rafaela, cisnąc się do matki coraz bardziéj zatrwożona, rzuciła na Scypiona długie spojrzenie boleści i wyrzutu. Niestety! nigdy Scypio nie wydał się jéj piękniejszym.
Sam nawet hrabia Duriveau, z pewnych przyczyn nader dotknięty tym wypadkiem, nie mógł stłumić w sobie uczucia dumy na widok nieustraszonéj postawy syna. Mimowolnie ulegając władzy z zasad moralnych, któremi i najwyrodniejszy ojciec nie śmie pogardzać skoro mówi do syna w obec innych, pan Duriveau głośno i dobitnie rzekł do wicehrabiego:
— Ważny ciąży na tobie zarzut, mój synu; ale mam nadzieję, że mimo pozorów, nie jest uzasadniony... Nie sądź, iżbym bardziéj aniżeli ty obawiał się tych szaleńców; lecz miło mi iż nie
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/109
Ta strona została przepisana.