Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1093

Ta strona została przepisana.

— Oto! proszę pana, jeden dał mi ten list; drudzy oświadczyli, że teraz handel niedobrze idzie... że nie mogą nic drukować, a mianowicie skoro autor nieznany!
— O woły! o osły! — zawołał Baltazar; nie wiedzą jak wielką potęgę wydobyć można... z nieznanéj ilości! Bonaparte... przed oblężeniem Tulonu, takie był nieznanym!... Ilość nieznana!... a wszakże to pewnik naszéj epoki! Powiadasz więc... że ci Filistynowie nawet nie otwierali moich rękopisów!
— Nie, panie... nie chcieli nawet abym je z worka wydobył.
— Nie czytali... odrzucili... rzecz bardzo prosta... spokojnie i dumnie rzekł Baltazar Roger, — o! drogo oni mi przypłacą ten brak rozsądku... Po sto luidorów więcéj za każdy rękopis? Jak myślisz, Marcinie? czy dosyć po sto luidorów?
— Panie...
— Tyś naiwny, rzetelny, i nic cię ta kwestya nie obchodzi, powiedz więc Marcinie! czy dosyć sto luidorów? Podobało mi się zrobić cię sędzią worka tych faryzeuszów... chcesz może abym podwyższył cenę o dwieście luidorów?
— O! proszę pana...
— Niech więc stanie na stu... Tyś wspaniały, młodzieńcze! tyś wielki!... A więc przyniesiesz mi jutro dziewięćset luidorów złotem... bo te bydlęta