Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1104

Ta strona została przepisana.

czony wdzięk i wyraz szlachetny, głowę nosił dumnie, czoło miał wysokie, oczy żywe, śmiałe, a lekko ściśnięte usta, nos prosty i długi, zapowiadały zarazem odwagę i przebiegłość.
Powinien był raczéj pociągać do siebie niźli przeciwne wzbudzać uczucie, a jednak, skutkiem może uprzedzenia, z kilku zmarszczeń brwi, z mrugnięcia okiem, z szyderczego uśmiechu wniosłem że człowiek len jest fałszywy, chytry i surowy.
Milczący, stałem u drzwi, przybrałem minę jak można najgłupszą; czekałem na list Roberta de Mareuil; tymczasem poeta przechadzał się po pokoju ciągle zajęty swoim pomysłem. Nagle zatrzymując się, rzekł mi:
— Marcinie... wszakżeś poczciwy i wierny chłopak...
— Panie... jakżeś łaskaw...
— Pragnę ci zapewnić zaszczytne stanowisko...
— Mnie, panie?
Mniemałem, że mi znowu wspomni o przyobiecanych dwudziestu pięciu luidorach, które mię kiedyś miały uczynić dwadzieścia trzy razy bogatszym od Jakóba Lafitte; ale nie. Baltazar Roger, z chwalebną skromnością częstokroć zapominał o milionach, któremi go uposażyła bujna jego imaginacya i które między innych rozrzucał.
— Tak jest, Marcinie, — powtórzył, — pragnę ci zapewnić zaszczytne stanowisko.