— Czy pan hrabia rozkaże aby powóz jego zaszedł na dziedziniec? — z uszanowaniem zapytał go mulat.
Nie było wątpliwości, mężczyzna ten byłto hrabia Duriveau.
— Nie, nie potrzeba, Melchiorze, — z affektacyą odparł hrabia.
Potem, wolno idąc daléj i schodząc już z ganku, dodał:
— Słuchaj... mam ci co powiedziéć...
I pomału hrabia zbliżył się do bramy w towarzystwie mulata, z którym po cichu, ale dosyć żywo rozmawiał.
Korzystając z swobodnéj chwili jaką mi przypadek nastręczył, ciekawy, niespokojny, wokoło rzuciłem spojrzenia; Regina mieszkała zapewne w tym domu... chciałem wzrokiem przejrzeć poza przysionek z którego wyszedł hrabia Duriveau, alem nic dostrzedz nie mógł.
Nagle, wgłębi dalszych pokoi, których okna wychodziły na dziedziniec, dały się słyszéć wzmagające się powoli głosy, niby dwóch osób w żywym sporze; prawie jednocześnie, o kilka tylko kroków odemnie otworzyło się gwałtownie jedno okno; pokazała się w nim Regina z zarumienioną twarzą, oczami pełnemi łez, z fizyonomią zarazem dumną i boleśnie rozdrażnioną.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1125
Ta strona została przepisana.