— Na co tu czekasz? — spytał mię niedowierzająco.
— Bah... czekałem na pana... bom nie wiedział dokąd się mam udać.
— Trzeba było zejść na dziedziniec a nie zostawać tu pod gankiem.
A po chwili namysłu dodał:
— Wszak powiedziałeś mi że przynosisz panu baronowi list od hrabiego Roberta de Mareuil?
— Tak jest.
— A dawno już hrabia de Mareuil bawi w Paryżu? — spytał znowu Melchior, i utkwił we mnie przenikliwe spojrzenie.
— Przybył dopiero dzisiaj rano.
— A gdzie mieszka?
— Przy ulicy Provence, w hotelu Europy.
— Czy należysz do jego służby?
— Nie, panie... jestem tylko kommissantem.
Po namyśle Melchior rzekł znowu:
— A ten list?...
— Oto jest, proszę pana... ale mam rozkaz oddać go tylko we własne ręce pana barona.
— Chodź za mną, — odpowiedział Melchior i poszedł naprzód.
Przebyliśmy przysionek, korytarz, weszliśmy do obszernego przedpokoju; Melchior dał mi znak abym zaczekał, i poszedł do przybocznego pokoju
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1128
Ta strona została przepisana.