— Kazałeś mi pan pilnie uważać na wszystko co tam zajdzie... i spamiętać o ile mogę najlepiéj.
— Prawda... i cóż! cóżeś tam widział?
— Proszę pana, tak mię coś w głowie kręci, że chcąc jakkolwiek wszystko opowiedzieć, muszę zacząć od początku...
— No, mój chłopcze, to zaczynajże od początku — rzekł mi poeta, — jest to djabelnie à la rococo, ale ty mi klassycznie wyglądasz... No...mów... słuchamy.
— Otóż! proszę pana, — rzekłem Baltazarowi — przybyłem na przedmieście du Roule, zapukałem i otworzono mi... wszedłem... i spotkałem mulata. Zapytał mię czego chcę? — Mam list do własnych rąk pana barona de Noirlieu, mówiłem. — Nie można się widziéć z panem baronem, — odpowiedział mi. W chwili kiedym stał na ganku z mulatem, wyszedł z domu jakiś jegomość, jeszcze młody i bardzo dobrze ubrany; rozmawiał z mulatem, który go nazywał panem Du... Du (udawałem że sobie nie przypominam) Du... Duri.
— Duriveau!... zawołał równie zdziwiony jak niespokojny Robert de Mareuil; potém dodał: