Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1140

Ta strona została przepisana.

— Czyś uważał na kolor ubioru jego służących? powtórzył Robert.
— O! nie... patrzyłem tylko na samego pana...
— Szkoda... To spostrzeżenie mogło mi być użyteczném — rzekł Robert namyślając się, — a nic więcéj nie dostrzegłeś?
— Nie panie...
— Przypomnij sobie... Nie raz najmniejsze szczegóły nawet, mają wielkie znaczenie... dla człowieka który je zbadać pragnie.
— Nic proszę pana... już nic nie pamiętam... Napróżno przypominam sobie... ah! ale... coś... coś... mi się jednak marzy...
I znowu postanowiłem ułożyć jaką bajkę, aby tém bardziéj rozdrażnić zazdrość Roberta de Mareuil. Chciałem aby i on równie żarliwie jak ja zapragnął dociec kto był ten nieznajomy.
— Mów prędko... powtórzył hrabia.
— Jeden ze służących, ten który stał za powozem tego pana, rzekł do tego co siedział na przodzie...
— Do stangreta?
— Tak, proszę pana, powiedział do stangreta skoro pan ich wysiadł: Otóż znowu przyjdzie nam jak zwykle, godzinę albo dwie poczekać...
— Jak zwykle... poczekać godzinę albo dwie? — zawołał hrabia de Mareuil. Służący tak powiedział? Ależ to bardzo ważna okoliczność!