Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1145

Ta strona została przepisana.

wnie jakiś młodzieniec, który tylko co wyskoczył z eleganckiego kabryoletu; groom trzymał przy pysku pięknego i ognistego konia. Przeprosiwszy mię od niechcenia, młodzieniec ten a raczéj młodzieniaszek z niezarosłą i dosyć pospolitą twarzą, lecz nader wytwornie ubrany, wyprzedził mię; ja szedłem za nim, wzrokiem szukając sklepu z zabawkami dla dzieci.
W chwili gdym go znalazł, postrzegłem że tam właśnie wchodził ów młodzieniaszek, jakoż rzeczywiście zastałem go przy kantorze kiedy i sam do sklepu przybyłem. Dwie inne osoby czekały w sklepie: pierwszą był strzelec z kordelasem na temblaku, w zielonéj liberyi, srebrnych szlifach, i trójgraniastym kapeluszu z koguciém piórem; drugą zaś bardzo ładna dziewczyna, jak się zdawało pokojówka z dobrego domu, bo tak przynajmniéj można było sądzić z jéj przebiegłéj minki, świeżego czepeczka, bardzo białego fartuszka i czyściutkiego ubrania. Strzelec, słuszny, zwinny i żwawy chłopak, siedział obok pokojówki, i z zajęciem rozmawiał z nią. Za kantorem zaś siedziała jakaś stara baba, skurczona, żółta i pełna marszczek, z odrażającą twarzą, siwém a przenikliwém okiem.
Młodzieniaszek który mię wyprzedził zbliżył się do megery, i na moje zdziwienie, przemówił do niej pełnemi uszanowania słowy;