Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/115

Ta strona została przepisana.

— Ach Bamboche! co za hultaj! zgrozą przejęty zawołał pan Beaucadet, no proszę... w taki sposób przywłaszczać sobie rzeczy, konia i perukę tego tłustego jegomości,... poczekaj ty łajdaku,... rozbójniku,... coś uciekł z więzienia w Bourges,... ah! poczekajno bratku, porządnie ty mi za to zapłacisz...
— Rafaelo!... dziecię moje!... co ci to?... zawołała pani Wilson, podtrzymując córkę omdlewającą w jéj objęciach; o Boże!... na pomoc!... ona zachorowała!...
Nowy ten wypadek, odwrócił teraz znów uwagę od pana Alcyda Dumolard: wszystkie spojrzenia przeniosły się na panią Wilson i jéj córkę z zadziwieniem i współczuciem.
Refaela, wyznać należy, nie więcéj od matki, rozczulona śmieszną przygodą pana Dumolard, uległa nakoniec gwałtowności dotkliwych a długo i mężnie tłumionych wrażeń; jéj piękna i miła twarz, bledniejąc powoli, nabrała wkrótce alabastrowéj białości; na długich, zamkniętych powiekach zjawiło się jeszcze kilka łez gorących; a chociaż ją matka trzymała jak mogła najlepiéj, jednak młoda dziewica zwiesiwszy omdlałą głowę na ramię, osunęła się i spadła na chwiejących się kolanach... Skutkiem Wstrząśnienia, męzki kapelusz Rafaeli stoczył się