dziewicy, któréj jak mniemam... i przeczuwam grozi niebezpieczeństwo.
Konieczność która mię zmusza do działania jak działam, jest niezbędna: nie mam innego sposobu przekonania się o prawdziwych zamiarach Roberta de Mareuil... a zresztą niebem się świadczę!... że skoro podejrzenia moje nie mają zasady, skoro przekonani się o prawości charakteru tego młodzieńca, skoro Regina podziela jego zamiary — jakkolwiek z wielką boleścią serca, nie omieszkam jednak o tyle dopomagać Robertowi do dopięcia celu swych życzeń, o ile w razie przeciwnym będę mu nieprzyjaznym.
Nakoniec dla ostatniéj próby, zapytawszy się sumiennie, czyby Klaudyusz Gérard czyn mój pochwalał, bo myślą w każdym postępku odwoływałem się do jego sankcji... zdecydowałem się.
W pół godziny późniéj, doskonale zamaskowana akustyczna kommunikacya istniała między moim a moich panów pokojem. Wszystko co się tam działo tak wyraźnie słyszałem, że zapaliwszy w ich pokoju ogień na kominku, mimo zamknięcia drzwi, dochodził mię doskonale nawet najlżejszy trzask gorejącego drzewa.
Niecierpliwie czekałem powrotu Roberta de Mareuil leżąc na niedźwiedziéj skórze, którą mi wspaniałomyślnie Baltazar ofiarował; głową obrócony byłem do świéżo ukończonéj kommunikacyi.