— Czy księcia de Montbar? — jeżeli, jak się domyślałem byt nim nieznajomy z szynku pod Trzema Beczkami!...
Może jednak myliłem się względem ostatniego?...
W tém przypuszczeniu tylko zabłysł jedyny promień ocalenia dla Reginy, i Bóg mi świadkiem,... z całéj duszy pragnąłem, aby tak było w istocie... Wiadomość że ona szczęśliwa i kochana od godnego siebie małżonka... jakże wielką byłaby pociechą dla mnie, któremu miłość żadnéj nie rokowała nadziei...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Utrudzony, skołatany licznemi i dziwnemi dnia tego wypadkami, poszedłem za przykładem moich panów, położyłem się i zasnąłem.
Nagle, gwałtowne targanie dzwonka przebudziło mię.
Dzień już był zupełny. Otwiéram, i widzę krawca, który przyniósł suknie; Robert de Mareuil wczoraj, jeszcze zapewne je zamówił. Smutna to była ostateczność dla człowieka przywykłego do wszelkich drobnostek i skrupułów najwyszukańszéj toalety; ale czas naglił; odzież Roberta tak była licha, tak zużyta, iż nie miał czasu wybierać, chcąc przedstawić się Reginie tego samego dni, a jeszcze, przynajmniéj przyzwoicie ubrany.
Zresztą Robert, jak już wspomniałem, tyle miał wdzięku i wrodzonej elegancyi w całéj swojej posta-